Komentarze: 0
Blaski i cienie życia Eleonory
Mama moja, pomimo wysiłku- stawała się coraz bardziej uzależniona,
od pomocy innych.
Nie bardzo mogła już uczestniczyć w Warsztatach, a także miała trudności
w wykonywaniu prac manualnych, które tak bardzo lubiła.
Próbowalam ją wówczas nakłonić do spisania wspomnień,opartych na jej
przeżyciach osobistych.Nie było to łatwe- jednak się udało.
Ja, jej córka Rita - przedstawię część wspomnień , mojej mamy : Eleonory.
Dzieciństwo
"Pamięć moja, sięga zaledwie 5 roku życia, kiedy na zawsze odeszla od nas
mama- pozostawiając 4-ro dzieci.Wszyscy pozzostali pod opieką dziadków-
rodziców mamy.Z tego okresu, a był to czas wojny- pamiętam tylko niektóre
fragmenty.Pamiętam, strzelaninę wokół domu, bezsenne noce w winnicy,
gdzie cała rodzina się chroniła, przed wojskiem okupanta i bandami.
Koszmar, który przeżywaliśmy- zakończyl się ucieczką z naszego domu,
z niewielkim dobytkiem. Nie było innego wyjścia , bo groziła nam śmierć.
Następny etap , który zachował się w mojej pamięci- to podróż, bardzo długa / ponad tydzień/
wagonami towarowymi, wraz z naszym dobytkiem.
Docelowo osiedlono nas na Ziemiach Odzyskanych na Zachodzie kraju.
Była to wiosna 1946 r. /kwiecień /
Oczom moim ukazał się krajobraz, którego nie znałam.
Dom, który objęli moi dziadkowie byl położony w pobliżu rzeki.Było dużo zieleni.
Aktualnie w domu, była właścicielka Niemka z dwoma synami,która przez krótki czas
zamieszkiwała wspólnie z nami.Stosunki- były poprawne, a moja babcia doskonale sobie
radziła w porozumiewaniu się w języku niemieckim.
Niemcy, do których nas zakwaterowano- cierpieli głód, nie posiadali żadnych zapasów.
Nawe koty stanowiły dla nich pożywienie- co było dla nas szokiem.
My byliśmy w lepszej sytuacji, bo przywieziona krowa dawała mleko ,były też zapasy mąki
i inne. Dotychczasowa właścicielka - nie chciała czekać na oficjalne wysiedlenie.
Postanowiła zebrać niezbędne rzeczy do życia, ktore mogła przewieźć ręcznym wózkiem,
wraz z synami, zaopatrzona w bochenki chleba przez babcię- opuściła nocą swoj dom,
kierując się do granicy państwa/około 30 km/.
Po wielu latach dowiedzieliśmy się, że udało się im przeżyć- znaleźli się w RFN.
Byli właściciele, utrzymywali z naszą rodziną kontakty, aż do śmierci właścicielki,udzielali nam
też pomocy materialnej, z wdzieczności za pomoc okazaną im, w trudnej sytuacji.
Miejscowość, w której dziadkowie objeli 7-mio hektarowe gospodarstwo rolne, była moim
domem do 15 roku życia.Tu skończyłam Szkołę Podstawową i rozpoczęłam pracę zawodową.
Wszelkie prace fizyczne w gospodarstwie rolnym były moim udziałem.
Patrząc na aktualną mechanizację na wsi, trudno nawet porównywać , co ja jako kilkunastoletnia
dziewczyna- musiałam robić. Np. żniwa trwały wiele dni.Było to koszenie kosą, kosiarką, za
którą trzeba było wiązać snopki, czasami nawet sierpem, jeżeli zboże wyległo.W zbożu było
wiele ostu, a rękawic brak.Inne prace- są również nieporównywalne.
Wakacje dla mnie- to czas na zdobycie środków, na zakup książek do szkoly.
Umożliwiały to - Lasy Państwowe, organizując całodzienne wyjazdy samochodami na jagody.
W lesie był odbiór zebranych jagód.
Pomimo trudności, była radość życia i chęć do pracy.Okres ten - mile wspominam.
Moment podjęcia pracy zawodowej poza domem- zakończył moje dzieciństwo."
c.d.n
mariatalar